Sto pierwszych kroków cz.2

Kroków sto…..
Ten ostatni krok, który otwiera drzwi do nowych, kolejnych kroków ale już RAZEM.

Jego palec wskazujący delikatnie błądzi po moim policzku.

– Kocham Twój uśmiech, wiesz? Kocham, że jesteś taka pełna życia i tyle wiary, energii i optymizmu w Tobie.

Uśmiecham się, delikatnie muskając ustami jego dłoń. Przytulam do klatki piersiowej i słyszę melodię jego serca.
Myślami wracam do tego momentu, kiedy prawie cztery miesiące temu usiadłam na sofie mojej coach. Wszystko miało duże oczy. Wszystko wokół było złe. Wszyscy chcieli mnie skrzywdzić.
To miał być coaching zawodowy- chciałam być lepszym managerem i nie popełnić błędów z poprzedniej pracy.
Podczas procesu zdałam sobie sprawę że jestem dobrym managerem, potrafię korzystać z wachlarzu możliwości
Czy wtedy się uśmiechałam? Może, rzadko… Pewnie najczęściej w momentach kiedy byłam niepewna albo chciałam zneutralizować spodziewany atak. Zrobiłam swoje sto kroków. Przeżyłam ból i łzy. Przetrwałam wściekłość i użalanie się nad sobą. I obgryzione do bólu dłonie i emocje. Za swoją wytrwałość i siłę, za pracę otrzymałam nowe życie. Odzyskałam siebie, tą którą zgubiłam gdzieś po drodze biegnąc, chowając się za maskami, przebierając się w kostiumy do odgrywania kolejnych ról dla innych czy też dla siebie nawet. Dzisiaj śmieję się bez skrępowania, nie tylko z Nim. Dzisiaj jasno mówię nie, kiedy czuję nie. I tak kiedy czuję TAK. I postawiłam granice nawet najbliższym. W życiu niezależnie od tego gdzie się toczy jestem cały czas jedną i tą samą osobą – SOBĄ. Polubiłam na nowo SIEBIE, przepraszam – siebie pokochałam J a ludzi polubiłam tak autentycznie i prawdziwie. Jestem wolna. Jestem obłędnie szczęśliwa. Ile osób uwierzy, że w ciągu dokładnie 3 miesięcy i 17 dni można odmienić totalnie swoje życie? Jedna na sto? A jakie to ma znaczenie? Ma. Bo jestem szczęśliwa i moje wrodzona chęć pomagania krzyczy wręcz o to żeby tym się podzielić, tak żeby innym pomóc. Tak, żeby było więcej uśmiechniętych, szczęśliwych do imentu kobiet. Dobrze zatem dzielę się – uwaga, zapnijcie pasy. Mam fantastycznego, dobrego, czułego, kochanego, cudownego, magicznego, wyśnionego i jedynego, takiego na którego każda z kobiet czeka całe życie mężczyznę, który nie boi się zobowiązań, z którym będziemy kupować nasze a wymarzone przeze mnie mieszkanie, który jest gentlemanem w każdym calu. Stałam się księżniczką rozpieszczaną, kochaną i tą najpiękniejszą na ziemi. W pracy jest cudownie moja siła, która wypływa z głębi mnie pozwoliła mi na zbudowanie autorytetu, pozycji a wszystko w miłej atmosferze bez rozlewu krwi i walki, bez wydzierania każdego skrawka. Dostałam zastrzyk odwagi i kiedy coś jest nie tak otwarcie o tym mówię. Tak, ważę słowa. Tak, ciągle się uczę je ważyć. Ale z każdym dniem jestem lepsza. Z najbliższymi, po postawieniu im granic, tak jakoś to uszanowali. Nie muszę już więcej wysłuchiwać pytań mojej mamy „a fajny? A wolny?”, pewnie duża zasługa w tym mojej siostry której pożaliłam się, bo się otworzyłam i… I tak wszystko łańcuszkiem jest powiązane. Ale najważniejsze pierwsze ogniwo, pierwszy krok zaczął się od sesji. I nigdy tego nie zapomnę.

Pani Sylwio – DZIĘKUJĘ!

Podnoszę wzrok i napotykam jego oczy wpatrzone we mnie. Całuje moje włosy oddychając ich zapachem. A później mówi – to lecimy do tego Rzymu?